Już dzisiaj zaczynam tworzyć kolejne recenzje nie tylko kosmetyków, ale również rzeczy, które gościły w moim życiu przez ostatnie kilka tygodni :) Mam w zanadrzu również opinie o przedmiesięcznych nowościach, które mogłyście zobaczyć na blogu, kilka z nich zainteresowało Was szczególnie, więc w ciągu najbliższych dni spodziewajcie się wzmianki o nich :).
Dzisiaj zacznę od nagrody w rozdaniu od Gosi Esy, floresy, fantasmagorie :)
Rival de Loop
Lip Oil - Peach
Pojemność: 3ml
SKŁAD: Tridecyl Trimellitate, Polyglycerol-3Diisostearate, Ricinus Communis (Castor) Seed Oil, Simmondsia Chinensis Oil, Aroma, Tocopheryl Acetate, Linalool, LimoneneMOJA OPINIA: Mimo moich naprawdę ogromnych chęci nie znalazłam o tym olejku nic w języku polskim. Jedynym co wpadło w moją klawiaturę były niemieckie recenzje, ale z moim niemieckim jest ciężko, więc darowałam sobie jakikolwiek opis producenta :) Skład jest żywcem przepisany z opakowania, nie znam się na tym, więc nie wchodzę w szczegóły ;)
Co do samego kosmetyku to pamiętam z mojego dzieciństwa właśnie olejki do ust, które za wszelką cenę chciałam posiąść :) Niestety kojarzą mi się one jedynie ze zbyt dużymi kulkami, z których wylewał się nadmiar kosmetyku, a do tego niezbyt przyjemna konsystencja. Dlatego, gdy otrzymałam w prezencie ten olejek, byłam jednocześnie bardzo zaciekawiona jak i lekko przerażona możliwością powtórki z rozrywki. Ciekawość jednak wygrała, więc zgłosiłam się do rozdania i udało się! :) Jak się okazało, świat kosmetyków, jak wszystko z resztą, znacznie ruszył do przodu i nie było się czego obawiać :)
Zwykle do ust używam wazeliny lub wazelinopodobnych kosmetyków, ewentualnie błyszczyków, więc była do miła odskocznia.
Pierwszą rzeczą, na którą siłą rzeczy zwracamy uwagę jest opakowanie - standardowej wielkości jak na wszelkie błyszczyki i pomadki i mimo, że wygląda na większe, ma w sobie 3ml kosmetyku. Opakowanie jest ładne, proste, typowo dziewczęce z różowymi dodatkami i lawendową kokardką. Przy kokardce jako dodatek jest mała serduszkowa zawieszka :) Całość solidne wykonana, jedynie kokardka może ulec urwaniu w torebce, jednak jest to mało ważne :) We wnętrzu opakowania, w olejku pływa coś na kształt kwiatowej suszki, co bardzo mnie intryguje i wciąż zachęca do zabawy nią :D
Zapach kosmetyku jest bardzo przyjemny - czuć zdecydowanie, że jest to brzoskwinia, nie ma typowo chemicznej nuty ani nie drażni intensywnością. Olejek ma właściwą dla tego typu kosmetyków konsystencję, nie klei się na ustach, delikatnie je pokrywa i nadaje im błysk. Z powodzeniem może służyć za bezbarwny błyszczyk :) Mam również wrażenie, że nieco pielęgnuje usta i zdecydowanie ich nie wysusza, stają się za to lekko miękkie. Na ustach, bez jedzenia i picia, kosmetyk utrzymuje się maksymalnie 1-2 godziny, potem zwyczajnie znika lub zostaje zjedzony :) Kuleczka jest mała, nie blokuje się i nakłada odpowiednią ilość kosmetyku :)
Do codziennego użytku zdecydowanie polecam - z powodzeniem zastąpi nam wazelinę czy błyszczyk na mrozie :) Do tego pięknie pachnie i tak samo wygląda :) Gdyby nie to, że raczej nie jest dostępny w Polsce (za co punktów mu nie odejmę, bo to nie jego wina ;)) chętnie wracałabym do niego w każdym okresie jesienno-zimowym :)
Moja ocena: 5 :)
Brakuje mi dłuższej trwałości, jednak jest to kosmetyk, w którym można się zakochać :)
Dziękuję Gosiu za możliwość przetestowania tego kosmetyku :)
Od dziś zaczynam ferie zimowe, więc biorę się za nadrabianie zaległości na Waszych blogach i postaram się na bieżąco dodawać kolejne posty :) Macie jakieś szczególne życzenia co do recenzji? :)
Używałyście tego kosmetyku lub innych kosmetyków tej marki? Znacie i lubicie olejki do ust? :)
Buziaki, Moshi ;*
Takie olejki kojarzą mi się z moimi pierwszymi błyszczdłami do ust :)
OdpowiedzUsuńjak ładnie się prezentuje ;)
OdpowiedzUsuńnie znam tej marki.
Mój pierwszy błyszczyk wyglądał podobnie :)
OdpowiedzUsuńJaki słodziaczek ten olejek ;)
OdpowiedzUsuńP.S. Kochana jeśli tylko zastosujesz się do mojego scenariusza, aplikacja borowiny plus Ci nie straszna ;)
Miałam taki chyba w podstawówce ;)
OdpowiedzUsuńja jakoś nigdy nie lubiłam używać niczego do ust i to się nie zmieniło do teraz :P
OdpowiedzUsuńW podstawówce chyba każda dziewczyna taki miała ;)
OdpowiedzUsuńja pamiętam czasy gimnazjum, wtedy właśnie miałam taki olejek do ust, niezbyt dobrze go wspominam właśnie :D Wszystko zawsze było ubabrane tym olejkiem:)
OdpowiedzUsuńW końcu królowa nauk. :) Też kojarzę tego typu błyszczyki z czasów podstawówki, chociaż nigdy owego nie miałam.
OdpowiedzUsuńmiałam kiedyś taki olejek i bardzo dobrze go wspominam- dobrze działał mi na usta :)
OdpowiedzUsuńSłodki, chyba miałam go kiedyś, lub bardzo podobny:) Głównie je kupowałyśmy z powodu opakowań;) Miłych ferii:*
OdpowiedzUsuńO jeju pamietam to!!! <3
OdpowiedzUsuńŚwietnie wygląda - rzadko się zdarza spotkać takie wyszukane błyszczyki :)
OdpowiedzUsuńOooj faktycznie powrót do dzieciństwa! :D
OdpowiedzUsuńUdana studniówka? ;>
Baardzo udana :) zdjec niestety nie mam zbyt duzo, ale bylo wspaniale! ;) w kolejnym poscie postaram sie ja jakos ogarnac i poopowiadac ;)
Usuńnie znam tej marki :)
OdpowiedzUsuńale kiedy uwielbiałam taki brzoskwiniowy błyszczyk z Wibo;p
ech przypomina stare czasy podstawówki :)
OdpowiedzUsuńCieszę się że Ci się spodobał..dobrze powiedziane - powrót do dzieciństwa:) - szczerze - to do tych olejków przyciągnęła mnie ta suszka właśnie (bosse stara a głupia <-- o sobie samej:) ale potem byłam mile zaskoczona głównie tym że się nie wylewa i nie wysusza drastycznie - ja sobie odczepiłam kokardkę hehe;)
OdpowiedzUsuńMoja prawdopodobnie sama odpadnie, gdy zacznę nosić olejek w torebce ;)
UsuńNie używałam, ale z dzieciństwa kojarzę setki takich olejków/błyszczyków, które faktycznie brudziły wszystko dookoła :D (ku przerażeniu mojej mamy:))
OdpowiedzUsuńJak ja lubiłam takie pierdoły :D
OdpowiedzUsuńnarobiłaś mi chęci na kupno olejka!
OdpowiedzUsuńkiedyś miałam jeden coś mi się kojarzy, a ten wygląda bardzo ładnie i twoja recenzja brzmi zachęcająco. Jeśli go znajdę, to z pewnością kupię :)
A Wibo/Lovely nie ma już tych olejków? Dam głowę, że kiedyś widziałam takie w Rossmannie :)
OdpowiedzUsuńRównież widziałam kiedyś, więc podejrzewam, że jeszcze są ;)
UsuńMiałam w dzieciństwie.:D To nic, że się rozlewał po całej twarzy, nosiłam go zawsze przy sobie i sam fakt, że posiadam "błyszczyk" był dla mnie wystarczający.:D
OdpowiedzUsuńMarki nie znam, ale olejki lubię.
OdpowiedzUsuńDziękuję za odwiedziny na moim blogu :) Twój blog jest bardzo fajny, będę zaglądać :) Obserwuję i zapraszam do siebie!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
http://www.voguerka.blogspot.com
jakoś jeszcze nie stosowałam olejków do ust może czas to zmienić bo brzmi zachęcająco :)
OdpowiedzUsuńdziękuje za odwiedziny i komentarz :)
Pamiętam jak używałam takie olejki, teraz nie znoszę takich produktów ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
M
Zawsze myślę, że to błyszczyk :D
OdpowiedzUsuńO wygląda jak błyszczyk ;) ja osobiście jestem za balsamami Carmex oraz Neutrogena ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko i zapraszam do mnie ;)))
Nie używałam olejków do ust, raczej skłaniam się ku pomadkom, np. z Nivei :)
OdpowiedzUsuńBuziaki
ojej jakie cudenko:))))))))) podoba mi sie z checia bym taki olejek kupila - uwielbiam olejki :)))))))))))))) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńoj pamiętam takie olejki z czasów młodości, ale raczej ich dobrze nie wspominam, wysuszały strasznie usta;)
OdpowiedzUsuńOlejku do ust nie używałam, używam na włosy i ciało.
OdpowiedzUsuńteż miałam tego typu kosmetyki jak byłam mała :D teraz za nimi nie przepadam.
OdpowiedzUsuńhaha dzięki ;D ja całkiem lubię swoją mapkę. może pojedziemy kiedyś sprawdzić, czy Albania istnieje? :D
Jestem za! :D
Usuńhahaha, też miałam go kiedyś! :D
OdpowiedzUsuńuwielbiam te olejki !
OdpowiedzUsuń`obserwujemy? :>
Olejków do ust nigdy nie używałam. Stawiam na pomadki ochronne i masło shea, ale przyznaję, że ten wygląda słodko i chętnie sama bym go wypróbowała :)
OdpowiedzUsuńKiedyś używałam podobnych olejków, ten rzeczywiście kusi swoim wyglądem!:)
OdpowiedzUsuńMiałam kiedyś bardzo podobny :)
OdpowiedzUsuńkiedyś to się nazywało błyszczyki :), super te kwiatuszki
OdpowiedzUsuńnie jest dostęny w polsce? w rossmanie mają takie olejki, nei wiem może podobny ale sa napewno takie z kwiatkiem w środku, moja koleżanka miała :)
OdpowiedzUsuńZ Wibo są ;)
UsuńWygląda ciekawie... Pamiętam, że miałam kiedyś taki błyszczyk z jakimś suszkiem i go uwielbiałam:)
OdpowiedzUsuńAjj, pamiętam jeszcze takie olejki! :D
OdpowiedzUsuńO rany przypomniałaś mi stare, dobre olejki, byłam niedawno w Rossmanie i widziałam coś takiego, no nie trzeba kupić.
OdpowiedzUsuńmam inny z tej firmy i jest swietny ;)
OdpowiedzUsuńPamiętam jak w gimnazjum miałam takie olejki do ust, smak brzoskwiniowy bardzo lubiłam :)
OdpowiedzUsuńOpakowanie bardzo fajne. Przypominały mi stare czasy... ;)
OdpowiedzUsuńpamiętam olejki z wibo, które z resztą do dziś są w sprzedaży :) dla mnie mają za mało właściwości pielęgnacyjnych - zimą potrzebuję zdecydowanie silniejszej pielęgnacji. wolę mimo wszystko pomadki kolorowe, czy błyszczyki od takich oliwek.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, A
świetbnie się prezentuje
OdpowiedzUsuńJejku, jakie to cudo :)
OdpowiedzUsuń